close

Restauracja Gruzinka z ulicy Francuskiej


Jesień to czas, kiedy można powspominać lato, a to ostatnie, było wyjątkowo długie i upalne stąd było sporo czasu na odwiedzanie licznych ogródków restauracyjnych, jakich jest wiele na Saskiej Kępie. W jeden z długich weekendów po spacerze w Parku Skaryszewskim wybraliśmy się na ulicę Francuską, aby wciągnąć trochę niepowtarzalnego klimatu Saskiej Kępy i wrzucić coś na przysłowiowe ruszta. Niestety odwiedziny znajdującego się na rogu Waszyngtona i Francuskiej Baru Mlecznego okazały się nieporozumieniem, o czym napiszemy w kolejnym odcinku, udaliśmy się wzdłuż ulicy Francuskiej, gdzie znaleźliśmy wolny stolik w ogródku jednej z restauracji. Ogródek to nazwa trochę na wyrost, ponieważ jest to miejsce wydzielone na chodniku, gdzie ustawione są stoliki i krzesełka pod parasolami. Rozejrzałem się na prawo i na lewo i okazało się, że zaleźliśmy się trochę przez przypadek w restauracji serwującej dania kuchni gruzińskiej. Pomimo że wszystkie stoliki były zajęte, kelnerka pojawiła się po krótkiej chwili i pierwsze, o co zapytała to, czy przynieść wodę w misce dla naszego pieska. Było to bardzo miłe i zanim jeszcze spod stołu rozległo się siorbanie wody z miski, dostaliśmy karty z menu restauracji.

Niezbyt się znam na kuchni gruzińskiej i rozejrzałem się po okolicznych stolikach, co wcinają inni klienci. Niewiele to dało i zamówiliśmy dania na chybił trafił. Metoda okazała się skuteczna. Dostałem zupę a na drugie danie pierogi. Moja partnerka zamówiła opiekane ziemniaki z mięsem. Żarcie okazało się wyjątkowo smaczne. Zupa była delikatna w smaku, pomimo że była raczej przyrządzona na ostro. Natomiast pierogi były sporych gabarytów i zamawiało się je na sztuki. Zaleta jest taka, że można sobie zamówić różne nadzienia, przez co popróbować różne smaki, aby wczuć się w klimaty gruzińskich smaków. Co ciekawe wszystkie pierogi smakowały wyśmienicie. Podobnie smakowało wyżej wspomniane danie z opiekanymi ziemniaczkami. Jedynie porażką okazała się tak zwana lemoniada gruzińska, która niewiele ma wspólnego z lemoniadą a w smaku, przypomina cukrowy ulep w cenie osiemnastu złotych za butelkę. Dania mają swoje gruzińskie nazwy, ja ich jednak nie zapamiętałem, wychodząc z założenia, że jak je zwał tak je zwał a koniec końców, ważny jest smak, a nie nazwa potrawy. Warto wspomnieć, że na schodach wejściowych do restauracji miał miejsce występ wokalny. Młody człowiek coś tam plumkał sobie do mikrofonu na szczęście niezbyt głośno i występ nie zakłócał konsumpcji. Restauracja Gruzinka z ulicy Francuskiej jest na pewno miejscem godnym polecenia, gdzie za smaczny obiad zapłacimy sto złotych z niewielkim okładem za dwie osoby. Zapewne jak nadejdzie wiosna i zrobi się ciepło, miejsce to odwiedzimy ponownie.

Degustator 





Imię / nick
Treść komentarza